Zagadkowa, dynamiczna miejska odyseja, pełna zaskakujących zwrotów akcji i splotów wydarzeń, skłaniająca do zastanowienia, co znaczą w dzisiejszych czasach podstawowe wartości: miłość, przyjaźń czy wierność. A może raczejů ile kosztują? Zawsze chodzi wyłącznie o pieniądze. O nic innego. Ktoś może powiedzieć ci, że to niska pobudka. To nieprawda - oświadcza bohater najnowszej powieści Jakuba Żulczyka. Ten młody człowiek przyjechał z Olsztyna do Warszawy, gdzie prawie skończył ASP. By uniknąć powielania egzystencjalnych schematów swoich rówieśników - przyszłych meneli, ludzi mogących w najlepszym razie otrzeć się o warstwy klasy średniej, niepoprawnych idealistów - dokonał życiowego wyboru według własnych upodobań: Zawsze lubiłem ważyć i liczyć. Waży więc narkotyki i liczy pieniądze jako handlarz kokainy. W dzień śpi, w nocy odbywa samochodowy rajd po mieście, rozprowadzając towar, ale także bezwzględnie i brutalnie ściągając od dłużników pieniądze, przy pomocy odpowiednich ludzi. Jego klientów, zamożnych przedstawicieli elity finansowej i kulturalnej, łączy przekonanie, że: Kokaina i alkohol kochają cię najbardziej na świecie. Bezwarunkowo. Jak matka, jak Jezus Chrystus, zmieniają nocne w miasto w panopticum ludzkich słabości i żądzy... [lubimyczytac.pl]
Ciemną stronę Krakowa mogliśmy poznać w „Betonowym pałacu” Gai Grzegorzewskiej. Teraz przyszła pora na mroczne oblicze Warszawy czyli „Ślepnąc od świateł” Jakuba Żulczyka. Stykamy się tu z rzeczywistością, w której „zawsze chodzi wyłącznie o pieniądze. O nic innego. Ktoś może powiedzieć, że to niska pobudka. To nieprawda” a „ludzie uwielbiają być ranieni. Odruchowo i posłusznie idą tam, gdzie jest ból.
(...)Kojarzą go z bezpieczeństwem. Mylą z miłością. To nawet nie jest smutne, to banalne jak cykl dobowy i prawie wszyscy są do tego przyzwyczajeni.” Towarzysząc głównemu bohaterowi Jackowi- niedoszłemu absolwentowi ASP, który znalazł lepszy sposób na życie - poznajemy świat gangsterskich porachunków i ciemnych interesów. Wszystko dlatego, że zdecydował się zostać handlarzem narkotyków. Teraz zaopatruje elity polityczne, biznesowe, kulturalne, ludzi z pierwszych stron gazet, którzy bez towaru nie potrafią funkcjonować. To mocna powieść, w której przewija się cała masa wyrazistych i niekiedy bardzo brutalnych postaci. To opowieść o tym, że nigdy nie jest się wystarczająco ostrożnym i bezpiecznym. To historia, która każe nam zastanowić się ile tak naprawdę warte są przyjaźń, wierność i miłość. ao
Kursor znika i pojawia się od dwóch godzin. Siedzę dwie godziny i gapię się w pusty, biały ekran bo nie wiem jak napisać to co myślę i czuję. Zacznę może od tego, że "Ślepnąc od świateł" nabyłam w dniu premiery, a zaczęłam czytać tydzień temu. Żulczyk spokojnie czekał na to by mnie pognieść, rozerwać na kawałki i wrzucić do najgorszego miejsca z możliwych - codzienności. W akcie desperacji postanowiłam włączyć "Wariacje Goldbergowskie" i w małym stopniu zamienić w słowa to co we mnie siedzi.
(...) Jacek to "słoik", który przyjechał z Olsztyna do Warszawy studiować na ASP. I może by te studia skończył gdyby nie został handlarzem kokainy. W dzień śpi, nocami odbiera telefony i sprzedaje towar klientom. A klientem jest każdy, zaczynając od przeciętnego Nowaka, a kończąc na przedstawicielach państwa. Bo kokaina to miłość bezwarunkowa. Jest zawsze kiedy jej potrzebujesz. Jacek też jest zawsze kiedy go potrzebujesz. Do czasu aż sam nie stanie się niewolnikiem. Pisałam kiedyś, że Żulczyk bawi się słowem jak dziecko zabawką. Pewnie, z dużą lekkością i ironicznym uśmiechem na twarzy - jakby wiedział, że jest w tym świetny. A prawda jest taka, że nie tylko jest świetny, ale wręcz genialny. Jego język jest mocny, pełen pięknych wizji, które pojawiają się przed oczami w momencie ich poznania. Dygresje, metafory i porównania są obłędne. Zdaję sobie sprawę, że to wygląda jakbym czyściła autorowi buty językiem, ale tak uważam i zdania nie zmienię. I choć fabuła jest prosta to zwroty akcji i intelektualne przemyślenia są tu najmocniejszą stroną. Następni są bohaterowie. Nietuzinkowi, dobrze rozbudowani, wzbudzający wiele emocji. Emocji nie tylko tych negatywnych jakby się mogło wydawać. Postacie są nad wyraz prawdziwe. Zero lukru i ciągnącego się karmelu. To sprawia, że wierzymy. Bo bohaterowie są odarci z fikcji. Są tacy jak my, ale nie przyznamy się do tego na głos. Dzieło Żulczyka mimo iż oderwane od rzeczywistości posiada argumenty na swój nihilizm. A raczej jeden duży argument - Warszawę, która z wprawą małego dziecka przytakuje rodzicowi. Bo prawda jest taka (i Warszawa doskonale to pokazuje), że za dnia jesteś przykładnym pracownikiem, ojcem i mężem, a w nocy szmacisz się na każdy możliwy sposób tylko po to, by rano znów być dobrym obywatelem. "Ludzie sypiają ze sobą, nic ekscytującego. Zdjąć przed kimś ubrania i położyć się na kimś, pod kimś lub obok kogoś to żaden wyczyn, żadna przygoda. Przygoda następuje później, jeśli zdejmiesz przed kimś skórę i mięśnie i ktoś zobaczy twój słaby punkt, żarzącą się w środku małą lampkę, latareczkę na wysokości splotu słonecznego, kryptonit, weźmie go w palce, ostrożnie, jak perłę, i zrobi z nim coś głupiego, włoży do ust, połknie, podrzuci do góry, zgubi. I potem, dużo później zostaniesz sam, z dziurą jak po kuli, i możesz wlać w tą dziurę dużo, bardzo dużo mnóstwo cudzych ciał, substancji i głosów, ale nie wypełnisz, nie zamkniesz, nie zabetonujesz, nie ma chuja." "Ślepnąc od świateł" sprawia, że czujesz się jak na gigantycznym kacu. Boli Cię każdy mięsień, głowa i żołądek. Wyglądasz jak konające zwierzę, które powoli staje na nogi, a gdy już na nie stanie to tęskni. I tak bardzo potrzebujesz tej bliskości, że wracasz po więcej. Ponieważ jesteś niewolnikiem. Tak jak ja jestem niewolniczką Żulczyka.
Świetnie oddaje realia tzw. wyższych sfer naszego kraju.
Super opowieść o pogoni za kasą i mitem 40-letniego rentiera z Warszawą w tle. Świetnie napisana książka, fajny, lekko mroczny klimat, realistycznie zakreślone postaci. Małe ziarnko pieprzu, może dwa: zbędne psychologizmy oraz niepotrzebne nadużywanie przymiotnika polski. Ocena powieści mocne 4+!
Moje pierwsze spotkanie z Jakubem Żulczykiem i od razu udane.Autor pokazuje czytelnikowi Warszawę, o której ten nawet nie śnił.Opis kilku nocy i dni z życia dilera narkotykowego przy okazji dostajemy mocny i przerysowany obraz naszej stolicy. To także powieść gangsterska, pełna brutalności i wulgaryzmów, ale napisana brawurowo,porwała mnie ta powieśc momentami przerażała,jednym słowem warta przeczytania!!!
Wychodzę z założenia, że ekranizacje zawsze są nieco uboższe od książek, na podstawie których powstały. Znam kilka wyjątków od tej reguły (np. "Dziewczyna z pociągu"), ale najczęściej ta teza się sprawdza. Dlatego też sięgnęłam po tę książkę. Historię pewnie wszyscy znacie. Jacek, słoik z Olsztyna, diler kokainy pokazuje nam nocne, mroczne oblicze Warszawy. Dowiadujemy się co siedzi w jego głowie, poznajemy jego marzenia,
(...)pragnienia i lęki. Oczami Jacka widzimy też pozostałych bohaterów- klientów, dostawców, osoby medialne i bandytów. Z Jackiem jeździmy nocą po mieście słuchając Wariacji Goldbergowskich lub Grechuty. Spędzamy z nim 6 dni- każdy opisany w osobnym rozdziale - 6 bardzo istotnych dni w jego życiu, poprzedzających planowany wyjazd do Argentyny. Gdybym miała tę książkę opisać jednym słowem, użyłabym określenia mroczna. Brutalność towarzysząca degeneracji przedstawionego świata. Podejrzane miejsca i ludzie, którym lepiej się nie narażać. Wszystko opisane mrocznym, mocnym językiem tworzy klimat pochłaniający czytelnika. Niemalże czuje się ten opisywany smród, widzi krew czy słyszy odgłos łamanych kości. Jeśli lubicie mocną lekturę to sięgnijcie po tę książkę - nie zawiedziecie się 👍
Litery przebiegają na kartkach stron ,niczym w ekranie telewizora, tak w skrócie mogę określić wrażenia z tej książki. Żulczyk bardzo dobrze "maluje słowem" czasem w sposób bardzo uliczny. Jednak lektura tej książki można by żec jest bardzo ekscytująca. Jeśli podobała się komuś książka pt;Ojciec chrzestny M.P.,ta ,również Ci się spodoba. Polecam ,ale nie wszystkim ,ostrzegam natłok wulgaryzmów wzbudza negatywne emocje a nawet wstręt.
Mnie nie powaliła. Nie oglądałam wersji zekranizowanej, ale męczyło mnie czytanie tej książki. Smutna, ponura, brak akcji, brak napięcia.
Na skraju lasu jest piękna polana
Mocna, brutalna lektura. Ale niestety to prawdziwe opisanie..
Pozycja została dodana do koszyka.
Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej
SOWA OPAC :: wersja 6.4.1 (2024-11-08)
Oprogramowanie dostarczone przez SOKRATES-software.
Wszelkie uwagi dotyczące oprogramowania prosimy zgłaszać w bibliotece.
Stykamy się tu z rzeczywistością, w której „zawsze chodzi wyłącznie o pieniądze. O nic innego. Ktoś może powiedzieć, że to niska pobudka. To nieprawda” a „ludzie uwielbiają być ranieni. Odruchowo i posłusznie idą tam, gdzie jest ból. (...) Kojarzą go z bezpieczeństwem. Mylą z miłością. To nawet nie jest smutne, to banalne jak cykl dobowy i prawie wszyscy są do tego przyzwyczajeni.” Towarzysząc głównemu bohaterowi Jackowi- niedoszłemu absolwentowi ASP, który znalazł lepszy sposób na życie - poznajemy świat gangsterskich porachunków i ciemnych interesów. Wszystko dlatego, że zdecydował się zostać handlarzem narkotyków. Teraz zaopatruje elity polityczne, biznesowe, kulturalne, ludzi z pierwszych stron gazet, którzy bez towaru nie potrafią funkcjonować.
To mocna powieść, w której przewija się cała masa wyrazistych i niekiedy bardzo brutalnych postaci. To opowieść o tym, że nigdy nie jest się wystarczająco ostrożnym i bezpiecznym. To historia, która każe nam zastanowić się ile tak naprawdę warte są przyjaźń, wierność i miłość. ao
Jacek to "słoik", który przyjechał z Olsztyna do Warszawy studiować na ASP. I może by te studia skończył gdyby nie został handlarzem kokainy. W dzień śpi, nocami odbiera telefony i sprzedaje towar klientom. A klientem jest każdy, zaczynając od przeciętnego Nowaka, a kończąc na przedstawicielach państwa. Bo kokaina to miłość bezwarunkowa. Jest zawsze kiedy jej potrzebujesz. Jacek też jest zawsze kiedy go potrzebujesz. Do czasu aż sam nie stanie się niewolnikiem.
Pisałam kiedyś, że Żulczyk bawi się słowem jak dziecko zabawką. Pewnie, z dużą lekkością i ironicznym uśmiechem na twarzy - jakby wiedział, że jest w tym świetny. A prawda jest taka, że nie tylko jest świetny, ale wręcz genialny. Jego język jest mocny, pełen pięknych wizji, które pojawiają się przed oczami w momencie ich poznania. Dygresje, metafory i porównania są obłędne. Zdaję sobie sprawę, że to wygląda jakbym czyściła autorowi buty językiem, ale tak uważam i zdania nie zmienię. I choć fabuła jest prosta to zwroty akcji i intelektualne przemyślenia są tu najmocniejszą stroną. Następni są bohaterowie. Nietuzinkowi, dobrze rozbudowani, wzbudzający wiele emocji. Emocji nie tylko tych negatywnych jakby się mogło wydawać. Postacie są nad wyraz prawdziwe. Zero lukru i ciągnącego się karmelu. To sprawia, że wierzymy. Bo bohaterowie są odarci z fikcji. Są tacy jak my, ale nie przyznamy się do tego na głos.
Dzieło Żulczyka mimo iż oderwane od rzeczywistości posiada argumenty na swój nihilizm. A raczej jeden duży argument - Warszawę, która z wprawą małego dziecka przytakuje rodzicowi. Bo prawda jest taka (i Warszawa doskonale to pokazuje), że za dnia jesteś przykładnym pracownikiem, ojcem i mężem, a w nocy szmacisz się na każdy możliwy sposób tylko po to, by rano znów być dobrym obywatelem.
"Ludzie sypiają ze sobą, nic ekscytującego. Zdjąć przed kimś ubrania i położyć się na kimś, pod kimś lub obok kogoś to żaden wyczyn, żadna przygoda. Przygoda następuje później, jeśli zdejmiesz przed kimś skórę i mięśnie i ktoś zobaczy twój słaby punkt, żarzącą się w środku małą lampkę, latareczkę na wysokości splotu słonecznego, kryptonit, weźmie go w palce, ostrożnie, jak perłę, i zrobi z nim coś głupiego, włoży do ust, połknie, podrzuci do góry, zgubi. I potem, dużo później zostaniesz sam, z dziurą jak po kuli, i możesz wlać w tą dziurę dużo, bardzo dużo mnóstwo cudzych ciał, substancji i głosów, ale nie wypełnisz, nie zamkniesz, nie zabetonujesz, nie ma chuja." "Ślepnąc od świateł" sprawia, że czujesz się jak na gigantycznym kacu. Boli Cię każdy mięsień, głowa i żołądek. Wyglądasz jak konające zwierzę, które powoli staje na nogi, a gdy już na nie stanie to tęskni. I tak bardzo potrzebujesz tej bliskości, że wracasz po więcej. Ponieważ jesteś niewolnikiem. Tak jak ja jestem niewolniczką Żulczyka.
Historię pewnie wszyscy znacie. Jacek, słoik z Olsztyna, diler kokainy pokazuje nam nocne, mroczne oblicze Warszawy. Dowiadujemy się co siedzi w jego głowie, poznajemy jego marzenia, (...) pragnienia i lęki. Oczami Jacka widzimy też pozostałych bohaterów- klientów, dostawców, osoby medialne i bandytów. Z Jackiem jeździmy nocą po mieście słuchając Wariacji Goldbergowskich lub Grechuty. Spędzamy z nim 6 dni- każdy opisany w osobnym rozdziale - 6 bardzo istotnych dni w jego życiu, poprzedzających planowany wyjazd do Argentyny.
Gdybym miała tę książkę opisać jednym słowem, użyłabym określenia mroczna. Brutalność towarzysząca degeneracji przedstawionego świata. Podejrzane miejsca i ludzie, którym lepiej się nie narażać. Wszystko opisane mrocznym, mocnym językiem tworzy klimat pochłaniający czytelnika. Niemalże czuje się ten opisywany smród, widzi krew czy słyszy odgłos łamanych kości.
Jeśli lubicie mocną lekturę to sięgnijcie po tę książkę - nie zawiedziecie się 👍
Jednak lektura tej książki można by żec jest bardzo ekscytująca. Jeśli podobała się komuś książka pt;Ojciec chrzestny M.P.,ta ,również Ci się spodoba. Polecam ,ale nie wszystkim ,ostrzegam natłok wulgaryzmów wzbudza negatywne emocje a nawet wstręt.
Smutna, ponura, brak akcji, brak napięcia.