Akcja powieści rozgrywa się w 2034 roku. Od wydarzeń opisywanych w poprzednim tomie, zatytułowanym "Metro 2033", minął niespełna rok. Na drugim końcu metra tamtejsi mieszkańcy toczą walkę o przetrwanie z nowymi formami życia, wdzierającymi się do tego ostatniego schronienia ludzkości. Los stacji zależy od dostaw amunicji, a te nagle ustają. Karawany giną bez śladu, urywa się łączność radiowa. Wojowinicy organizują więc wyprawę, by wyjaśnić tę zagadkę. Kolejny tom nosi tytuł "Metro 2035".
O dostępność zapytaj w bibliotece: sygn.
ROS.
(1 egz.)
Recenzje:
Wszystko zaczęło się w roku 2002 kiedy to Dmitry Głuchowsky (z niewiadomych przyczyn na okładkach polskich wydań widnieje anglosaski zapis jego nazwiska: Glukhovsky), zarażony odmową kilku wydawnictw, postanowił opublikować swoją niezwykłą powieść na łamach witryny internetowej. Wizja świata po zagładzie nuklearnej, w którym niedobitki ludzkości schroniły się we wnętrzu moskiewskiego metra rozpaliły do czerwoności wyobraźnię czytelników.
(...)Autor szybko zdobył rzesze oddanych fanów, którzy nakłonili go do napisania nowej, znacznie bardziej rozbudowanej wersji powieści. W ten sposób narodziło się „Metro 2033”, którego kolejne rozdziały (wzbogacone o sugerowany podkład muzyczny) ukazywały się w Internecie, a autor na bieżąco wprowadzał uwagi od czytelników wśród których znalazło się wielu fachowców z różnych dziedzin a nawet... Pracownicy moskiewskiego metra! Warto pamiętać, że te przepastne podziemia faktycznie zaprojektowane zostały z myślą o pełnieniu funkcji schronów przeciwatomowych, o czym świadczy nie tylko znaczna głębokość, na której znajduje się kompleks tuneli ale również masywne grodzie odcinające ten podziemny świat od powierzchni. Wyposażony we własny system wentylacji ten nowy, niekoniecznie wspaniały, świat stał się domem dla przetrwałych nuklearny Holocaust ludzi, a poszczególne stacje przybrały odmienne systemy gospodarcze i polityczne. Ludzkie przywary, nauki i niedoskonałości nie zniknęły wraz z większością ludzkości i w powieści Głuchowskiego można przyjrzeć się im dokładnie w skali micro podziemnego świata, który poznajemy oczyma młodego głównego bohatera, Artema. który musi ostrzec mieszkańców metra przed nadchodzącym zagrożeniem ze strony nowej, złowrogiej formy życia. Książka ta zapoczątkowała cały cykl powieści różnych twórców (nie tylko Rosjan), których akcja rozgrywa się w realiach świata wykreowanego na kartach „Metra 2033”. W jego skład wchodzi również powieść „Dzielnica obiecana” Pawła Majki rozgrywająca się w Krakowie, głównie na terenie Nowej Huty i mieszczącej się pod nimi sieci schronów. bm
Wiecie, czym pachnie metro? Niespełnionymi marzeniami urwanymi wpół biegu, myślami zgubionymi między poranną kawą a spojrzeniem w lustro. Pachnie pośpiechem. To nie dworzec, gdzie ludzie wiozą domowe zacisze w walizkach, to codzienność, mordercza w godzinach szczytu, obrzydliwa nuda i melancholia popołudniu i mistyczne przerażenie nocą. To nie lotnisko, ono nie jest raz na jakiś czas. Ono jest codziennie. Oddycha, jest żywe na swój własny sposób.
(...)Cały proces - czekanie na stacji, wsiadanie do pociągu, przestępowanie przez ziejącą ciemnością pustkę i ta czerń za oknem aż do kolejnej stacji – jest niczym mistyczny obrzęd pogański na cześć bóstwa, którego nie nazwał świat. Jeżeli chcecie je poznać, sięgnijcie po „Metro 2033”. Tam ono wciąż nie ma imienia, ale oddycha, żyje i wypełnia swoim „ja” puste tunele. Mówi się, że jeżeli wybuchnie trzecia wojna światowa, to bronią pod czas czwartej będą kamienie i patyki. Głuchowski pokazał nam świat, kiedy jest już po wybuchu, ale póki co nie ma komu sięgać po pałki, gdzie na ziemi zamieszkały jakieś dziwne stwory skażone promieniowaniem, a ludzie… Przeżyli ci, którzy mieli szczęście mieszkać w mieście, pod którym znajdowało się metro. Gdy drzwi na powierzchnię zamknęły się, metro cicho westchnęło, przyjmując do siebie nowych stałych mieszkańców. A ci mieszkańcy… stworzyli w podziemiach nowe społeczeństwo. Każda stacja jest niczym oddzielne miasto, każda ma swoją politykę, ideologię, wiarę. Znajdą się tu i komuniści, i faszyści, a nawet sataniści. Mimo, iż schował się tu jeden naród – Rosjanie – podzielił się on na masę różnych plemion, niekiedy ze sobą walczących. Tak wyglądają stacje, natomiast tunele… Tunele żyją własnym życiem. Oddychają powoli, wypełnione ciemnością. Niekiedy są ciche i bezpiecznie, a niekiedy pochłaniają umysły albo ciała. Zabijają i dają życie. Mówią i doprowadzają do szaleństwa. Jestem gotowa bić brawo na stojąco za pomysł autora. I również gotowa usiąść wraz z nim i wytknąć mu błędy niemal na każdej stronie. Bo pomysł im doskonalszy, tym trudniejszy do wykonania. A pisanie świata w metrze jest ultra trudne. Przypominają mi się „Amerykańscy bogowie” Neila Gaimana. Niezwykły pomysł na opisania świata starych bogów w nowym świecie – Ameryce. I książka się udała, choć „udała” to mało powiedziane. Wyszło niemal arcydzieło. A czemu? A temu, że Neil włożył masę pracy w to, by stworzyć książkę nie byle jaką. Głuchowski poszedł ciut na łatwiznę i z praktycznego punktu widzenia (bo wszystko jest możliwe, mamy rakiety i mamy metro, kto wie…) wiele rzeczy jest nie do zrobienia. Zresztą nie mam zamiaru czepiać się do książki. Podobała mi się, bardzo mi się podobała. I nie stoi ona szczegółami. Stoi czymś innym, czymś co rzadko kto, potrafi osiągnąć. Atmosferą… Czytając książkę, niemal czujemy na twarzy chłodny wietrzyk ciemnych tuneli, strach zimnymi paluszkami biegnie po karku. Chwile trzymają w napięciu, przerażają wizjami i nieznanym. Ktoś szepta z tyłu do ucha. A ktoś bez zrozumienia powtarza nasze słowa. Tę książkę należy czytać w nocy, przy maleńkiej lampce i w absolutnej ciszy. Bo nie o to chodzi, by krytycznie wytykać tej książce błędy. Owszem, można – powiedzcie głośno, że kilka tysięcy ludzi nie może żyć jedząc grzyby i świnie, które same nie wiadomo czym się żywią, i że za dwa-trzy pokolenia na powierzchni nie mogły się rozwinąć nowe gatunki – owszem, powiedzcie tak i żyjcie dalej w swoim nudnym świecie racjonalizmu. Albo odrzućcie logiczne myślenie, odrzućcie krytykę, przyjmijcie bajkę – a bajka przyjmie was. Wiecie, czym pachnie metro? Ma jedyny w swoim rodzaju zapach, którego nie znajdziemy nigdzie indziej. Mój ulubiony. Ma ciszę, która istnieje nawet mimo śpieszącego się gdzieś tłumu. To miejsce, gdzie pojawiamy się wraz z innymi, zauważyliście? Rzadko kto schodzi do metra sam. A może ktoś kiedyś poszedł, ale nigdy o tym nie opowiedział. Ponieważ już nie wrócił…
Bardzo fajna książka. Polecam wszystkim fanom fantastyki i przygód.
Moja znajomość z Metro 2033 rozpoczęła się kilka lat temu i trwa nadal. Związek ten pełen jest rozstań i powrotów, prób naprawienia relacji i zbudowania czegoś trwałego. Od miesięcy egzystujemy obok siebie i obiecujemy sobie, że już wkrótce spędzimy ze sobą kilka udanych wieczorów z dreszczykiem pełnych przygód i rozkoszy. Zmęczona ciągłymi obiecankami i pokaźnym, choć niewidzialnym, koszykiem gruszek z wierzby, postanowiłam raz na zawsze rozmówić się z moim literackim towarzyszem i zakończyć pokojowo nasz romans - przeczytałam te prawie sześćset stron i odetchnęłam z ulgą,
(...)gdy dobrnęłam do końca. Prawda jest taka, że Metro 2033 to interesująca wizja ludzkich losów zamkniętych granicami rosyjskiego metra, niedobitków naszej rasy zmuszonych walczyć z mutantami oraz pogrążonych w wierze, że uda im się dożyć do momentu, gdy Ziemia pozbędzie się skutków promieniowania pozostałego po zrzuceniu licznych bomb atomowych. Problem jednak w tym, że obok tej interesującej części jest też wszystko to, co tak bardzo męczyło mnie podczas czytania - ogromna, dosłownie OGROMNA, ilość informacji, szczegółów, faktów z życia poszczególnych stacji metra, ustrojów na nich panujących, grup ludzi zamieszkujących tunele oraz walk jakie ze sobą toczą. To taki trochę podręcznik historii połączony ze zbiorem informacji regionalnych. Cała masa opisów, mnóstwo refleksji postaci książki na temat tego jak żyło im się wcześniej na powierzchni, jak widzą dalsze losy ludzi pod ziemią, skąd biorą się niewyjaśnione zjawiska w tunelach i dlaczego podróżując z jednej stacji na drugą można postradać zmysły lub nawet zginąć. I chociaż dużo się dzieje, jest akcja, wszystko się rozwija, to wydarzenia i cała dynamika zostaje zdominowana przez informacje, które wszystko hamują do tego stopnia, że wiele razy odpuściłam sobie czytanie tego tomiska. W dodatku to jedna z nielicznych książek, w których pomijałam niektóre fragmenty tekstu dosłownie zmęczona tym, że ciągną się, i ciągną, i nic to nie wnosi do akcji. Podziwiam autora, że stworzył tak dokładny świat, który zresztą zyskał fanów na całym świecie, ale sama nie dołączę do tego grona i nie wiem czy sięgnę po kolejną część. Łudzę się, że Metro 2033 tak bardzo obrasta w szczegóły, dlatego że jest to początek serii, a kolejne części nie przygniotą mnie wiedzą o postnuklearnych losach świata aż tak bardzo. Nie pogniewałabym się za większą ilość akcji, bo postaci występujące w książce były naprawdę różnorodne i interesujące - od Artema, którego celem było ocalenie stacji, przez ostatnich z inteligencji podróżników i jasnowidzów, aż od stalkerów poświęcających swoje życie, aby wyjść na skażoną promieniowaniem powierzchnię i zdobyć potrzebne na dole rzeczy. Doceniam to, że oprócz opisu życia w moskiewskim metrze oraz niezliczonych pomysłów na ścieżki, jakie obrali ludzie, aby przetrwać, Dmitry Glukhovsky postanowił przenieść część akcji na powierzchnię. Co prawda jego wizja zmian, jakie zaszły w wyglądzie i zachowaniu ludzi, roślin i zwierząt, którym nie udało się uciec przed skażeniem, kojarzy mi się z nieco kiepskim horrorem z dawnych lat oraz słabej jakości s-f, ale chyba takie mutacje są możliwe. Zdecydowanie bardziej do gustu przypadły mi wędrówki Artema po ciemnych tunelach i jego przygody, jakich doświadczył w drodze do Polis. Metro 2033 polecam osobom, którym niestraszne są grube tomiska pełne opisów świata stworzonego przez autora oraz refleksji postaci na temat życia, świata, śmierci, egzystencji oraz dalszych losów ludzkości. Po książkę tę powinni również sięgnąć zainteresowani wizją świata po apokalipsie, tego, jak potoczyłoby się życie ludzi po zrzuceniu na ziemię bomb, motywem wędrówki oraz misją mającą ocalić ludzkość spoczywającą na barkach jednego bohatera (zresztą bardzo sympatycznego). A na koniec zdradzę Wam jeszcze, że mam nadzieję, że nigdy nie przyjdzie nam żyć w takim świecie, jaki opisał Glukhovsky. To naprawdę przykra, czarna i...prawdopodobna wizja naszych dalszych losów. I niezmiernie cieszę się, że cała ta historia już za mną. Niby była ciekawa, miejscami bardzo porywająca, ale wiele fragmentów po prostu ostudzało mój zapał do czytania i zagłębiania się w fabułę do zera...
„Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła.” O Autorze (źródło - książka): Dmitry Glukhovsky – rosyjski pisarz, dziennikarz i felietonista; pracował m.in. dla Euronews TV, Deutche Welle i Russia Today. Pisze na łamach „Harper's Bazaar”, „l'Officiel” i „Playboya”. Laureat nagrody Europejskiego Towarzystwa Fantastyki Naukowej. Należy do młodego pokolenia rosyjskich literatów krytycznie oceniających politykę rosyjską władz i wzywających do pełnej demokratyzacji ustroju swojego kraju.
(...) Największy rozgłos przyniosła Glukhovsky'emu postapokaliptyczna powieść „Metro 2033”, którą zaczął pisać w wieku 18 lat. Po książkę sięgnąłem, gdyż przeczytałem na jej temat wiele pozytywnych recenzji. Sporo osób zachwycało się nad tym utworem, więc pomyślałem: czemu nie? Czy było warto? Nie spodziewałem się, że ta książka aż tak mi się spodoba. Na początku było nudno, nie działo się nic, co by mnie zaskoczyło lub zaciekawiło. Na szczęście później zaczęło dziać się więcej, akcja nabierała tempa, było więcej krwi i tajemniczości. Nie jest to powieść prosta i lekka, podczas której czytania nie trzeba się nad niczym zastanawiać. O książce (źródło - okładka utworu): Słońce na twarzy, świeże powietrze w płucach, trawa pod stopami… Słyszałem o takich rzeczach. Żyję w świecie bez nich, w świecie pod ziemią. Nie pamiętam życia sprzed wybuchu. Byłem chłopcem, kiedy mnie ocalili. Czy te rzeczy mogą wrócić? Taką mam nadzieję. Lecz teraz… Jedyne, czego się boję, to przyszłość. Rok 2033. W wyniku konfliktu atomowego świat uległ zagładzie. Ocaleli tylko nieliczni, chroniący się w moskiewskim metrze, które dzięki unikalnej konstrukcji stało się najprawdopodobniej ostatnim przyczółkiem ludzkości. Na mrocznych stacjach, rozświetlanych światłami awaryjnymi i blaskiem ognisk, ludzi ci próbują wieść życie zbliżone do tego sprzed katastrofy. Tworzą mikropaństwa spajane ideologią, religią, czy po prostu ochroną filtrów wodnych… Zawierają sojusze, toczą wojny. WOGN to wysunięta najbardziej na północ zamieszkała stacja metra. Po zagładzie przez długi czas pozostawała bezpieczna. Teraz jednak pojawiło się na niej śmiertelne niebezpieczeństwo. Aretm, młody mężczyzna z WOGN-u, otrzymuje zadanie: musi przedostać się do legendarnej stacji Polis, serca moskiewskiego metra, aby przekazać ostrzeżenie o nowym zagrożeniu. Od powodzenia jego misji zależy przyszłość nie tylko peryferyjnej stacji, ale być może całej ocalałej w metrze ludzkości. W środku książki znajdują ilustracje, które są po prostu ŚWIETNE! Przekazują wiele emocji, np. smutek czy strach. Przeogromny ukłon dla ich autora. Mapa, która jest wewnątrz przedniej i tylnej okładki jest bardzo przydatna i super, że została zamieszczona. Dzięki niej możemy śledzić ruchy bohaterów. Bardzo podoba mi się pomysł Dmitra Glukhovsky'ego. Niebywałe coś, co na pierwszy rzut oka wydaje się proste i logiczne: akcja rozgrywa się w nieczynnym metrze, gdzie mieszkają ludzie, bo... (nie chcę zdradzać za dużo informacji). Zostało przedstawione to w tak oryginalny i ciekawy sposób, że… Nie wiem co powiedzieć. Artem musi przedostać się do Polis. Po drodze spotyka wiele bardzo różnych od siebie osób m.in. ludożerców i faszystów, stworzenia, które są przerażające i niespotykane, przeżywa momenty bardziej lub mniej śmieszne. „Metro 2033” nie jest zwykłą powieścią science fiction, która ma za zadanie przerazić czytelników i dać im do myślenia, że w sumie takie coś może się wydarzyć. Ma ona głębszy przekaz. Jaki? Według mnie jest protestem przeciw wojnom. Podsumowując, polecam ten utwór smakoszom literatury science fiction z wyższej półki. Nie mogę się doczekać, aż sięgnę po drugi tom! Za przekazanie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawnictwu Insignis. Tytuł: „Metro 2033” Autor: Dmitry Glukhovsky Wydawnictwo: Insignis Tłumaczenie: Paweł Podmiotko Redakcja i korekta: Piotr Mocniak, Dominika Pycińska Pracowania 12A Projekt okładki: Ilja Jackiewicz Ilustracje: Diana Stiepanowa Wydanie: III Oprawa: miękka (ze skrzydełkami) Liczba stron: 577 Data wydania: 4.11.2015 ISBN: 978-83-65315-01-4 „Znasz przypowieść o żabie w śmietanie? Jak dwie żaby wpadły do dzbanka ze śmietaną? Jedna, myśląc racjonalnie, szybko zrozumiała, że opór jest bezcelowy i że losu nie da się oszukać. A może jest jakieś życie pozagrobowe, więc po co się niepotrzebnie wysilać i na próżno pocieszać płonnymi nadziejami? Złożyła łapki i poszła na dno. A druga była na pewno durna, albo niewierząca. I zaczęła się szamotać. Wydawałoby się, po co się szarpać, jeśli wszystko przesądzone? Szamotała się i szamotała... Aż ubiła śmietanę na masło. I wylazła z dzbanka. Uczcijmy pamięć jej towarzyszki, przedwcześnie poległej w imię postępu filozofii i racjonalnego myślenia.”
Jedna z najlepszych ksiażek jakie czytałam :)
Uwielbiam całą serię. Daje do myślenia !!!!
Pierwsza część książki była rewelacyjna, w klimacie Fallouta, Stalkera i innych światów post-apo. Druga połowa jednak rozczarowała, autor popuścił wodze wyobraźni jednak trochę za bardzo.
Arcydzieło 10/10 może nie od pierwszych stron ale naprawdę warto przeczytać.
Chciałem zagłębić się w postapokaliptyczną wizję świata, który po katastrofie wojny atomowej musiał zejść do podziemi i zamknąć się w przepastnych tunelach moskiewskiego metra. Chciałem poznać życie, które na nowo musieli układać sobie ludzie na poszczególnych stacjach pozbawieni światła dziennego, otwartej przestrzeni i poczucia bezpieczeństwa. Dmitry Glukhovsky zwiódł mnie swoją wizją, ale raczej nie przekonał do niej.
(...).. Dość opasłe dzieło (niemalże 600 stron) jest w rzeczywistości opisem nieco męczącej podróży, odysei młodego żołnierza Artema, który za namową tajemniczego Huntera wyrusza ze swej rodzinnej stacji WONG do mitycznego Polis, by przekazać jego mieszkańcom ostrzeżenie. Ano właśnie… Ostrzeżenie przed czym? Nadchodzi jakieś tajemnicze zagrożenie, nowy gatunek stworzeń zwanych Czarnymi. Artem przemieszcza się pomiędzy stacjami, które są oddzielnymi organizmami administracyjnymi, w których rządzą albo kupcy zrzeszeni w Hanzie, albo jacyś nikczemni faszyści, tudzież weseli komuniści z brygad międzynarodowych. Istnieją też opuszczone stacje, stacje ukryte, zapomniane. Pomiędzy nimi są posterunki wojskowe, skupiska sekciarskie, wyznawcy kultu pierwotnego. Z tym wszystkim zapoznaje się Artem, który cudem uchodzi z każdej opresji. Tylko jaki sens jest w niesieniu ostrzeżenia o niebezpieczeństwie płynącym z zewnątrz, podczas kiedy tak naprawdę większe zagrożenie jawi się w destrukcyjnych strukturach wewnątrz samego świata w metrze? Artem, choć kreowany na postać wybrańca, w rzeczywistości jest bieda kalką Neo z Matrixa. Trwającą dwa tygodnie podróż w jedną stronę główny bohater w drodze powrotnej pokonuje w kilka godzin. Gloryfikowanie rosyjskich wojskowych ze Specnazu w dobie brutalnej wojny w Ukrainie budzi dziś raczej niesmak. Przyznam się, że wymęczyłem tę książkę i z ulgą dobrnąłem do jej końca. Nie mniej doceniam fakt stworzenia całego uniwersum podziemnego świata w metrze. To niezwykle ciekawa wizja, choć mam wrażenie, że trochę słabo opowiedziana.
Pozycja została dodana do koszyka.
Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej
SOWA OPAC :: wersja 6.4.0 (2024-10-16)
Oprogramowanie dostarczone przez SOKRATES-software.
Wszelkie uwagi dotyczące oprogramowania prosimy zgłaszać w bibliotece.
W ten sposób narodziło się „Metro 2033”, którego kolejne rozdziały (wzbogacone o sugerowany podkład muzyczny) ukazywały się w Internecie, a autor na bieżąco wprowadzał uwagi od czytelników wśród których znalazło się wielu fachowców z różnych dziedzin a nawet... Pracownicy moskiewskiego metra! Warto pamiętać, że te przepastne podziemia faktycznie zaprojektowane zostały z myślą o pełnieniu funkcji schronów przeciwatomowych, o czym świadczy nie tylko znaczna głębokość, na której znajduje się kompleks tuneli ale również masywne grodzie odcinające ten podziemny świat od powierzchni. Wyposażony we własny system wentylacji ten nowy, niekoniecznie wspaniały, świat stał się domem dla przetrwałych nuklearny Holocaust ludzi, a poszczególne stacje przybrały odmienne systemy gospodarcze i polityczne. Ludzkie przywary, nauki i niedoskonałości nie zniknęły wraz z większością ludzkości i w powieści Głuchowskiego można przyjrzeć się im dokładnie w skali micro podziemnego świata, który poznajemy oczyma młodego głównego bohatera, Artema. który musi ostrzec mieszkańców metra przed nadchodzącym zagrożeniem ze strony nowej, złowrogiej formy życia.
Książka ta zapoczątkowała cały cykl powieści różnych twórców (nie tylko Rosjan), których akcja rozgrywa się w realiach świata wykreowanego na kartach „Metra 2033”. W jego skład wchodzi również powieść „Dzielnica obiecana” Pawła Majki rozgrywająca się w Krakowie, głównie na terenie Nowej Huty i mieszczącej się pod nimi sieci schronów. bm
To nie lotnisko, ono nie jest raz na jakiś czas. Ono jest codziennie. Oddycha, jest żywe na swój własny sposób. (...) Cały proces - czekanie na stacji, wsiadanie do pociągu, przestępowanie przez ziejącą ciemnością pustkę i ta czerń za oknem aż do kolejnej stacji – jest niczym mistyczny obrzęd pogański na cześć bóstwa, którego nie nazwał świat.
Jeżeli chcecie je poznać, sięgnijcie po „Metro 2033”. Tam ono wciąż nie ma imienia, ale oddycha, żyje i wypełnia swoim „ja” puste tunele.
Mówi się, że jeżeli wybuchnie trzecia wojna światowa, to bronią pod czas czwartej będą kamienie i patyki. Głuchowski pokazał nam świat, kiedy jest już po wybuchu, ale póki co nie ma komu sięgać po pałki, gdzie na ziemi zamieszkały jakieś dziwne stwory skażone promieniowaniem, a ludzie… Przeżyli ci, którzy mieli szczęście mieszkać w mieście, pod którym znajdowało się metro.
Gdy drzwi na powierzchnię zamknęły się, metro cicho westchnęło, przyjmując do siebie nowych stałych mieszkańców. A ci mieszkańcy… stworzyli w podziemiach nowe społeczeństwo. Każda stacja jest niczym oddzielne miasto, każda ma swoją politykę, ideologię, wiarę. Znajdą się tu i komuniści, i faszyści, a nawet sataniści. Mimo, iż schował się tu jeden naród – Rosjanie – podzielił się on na masę różnych plemion, niekiedy ze sobą walczących. Tak wyglądają stacje, natomiast tunele… Tunele żyją własnym życiem. Oddychają powoli, wypełnione ciemnością. Niekiedy są ciche i bezpiecznie, a niekiedy pochłaniają umysły albo ciała. Zabijają i dają życie. Mówią i doprowadzają do szaleństwa.
Jestem gotowa bić brawo na stojąco za pomysł autora. I również gotowa usiąść wraz z nim i wytknąć mu błędy niemal na każdej stronie. Bo pomysł im doskonalszy, tym trudniejszy do wykonania. A pisanie świata w metrze jest ultra trudne.
Przypominają mi się „Amerykańscy bogowie” Neila Gaimana. Niezwykły pomysł na opisania świata starych bogów w nowym świecie – Ameryce. I książka się udała, choć „udała” to mało powiedziane. Wyszło niemal arcydzieło. A czemu? A temu, że Neil włożył masę pracy w to, by stworzyć książkę nie byle jaką. Głuchowski poszedł ciut na łatwiznę i z praktycznego punktu widzenia (bo wszystko jest możliwe, mamy rakiety i mamy metro, kto wie…) wiele rzeczy jest nie do zrobienia.
Zresztą nie mam zamiaru czepiać się do książki. Podobała mi się, bardzo mi się podobała. I nie stoi ona szczegółami. Stoi czymś innym, czymś co rzadko kto, potrafi osiągnąć. Atmosferą… Czytając książkę, niemal czujemy na twarzy chłodny wietrzyk ciemnych tuneli, strach zimnymi paluszkami biegnie po karku. Chwile trzymają w napięciu, przerażają wizjami i nieznanym. Ktoś szepta z tyłu do ucha. A ktoś bez zrozumienia powtarza nasze słowa.
Tę książkę należy czytać w nocy, przy maleńkiej lampce i w absolutnej ciszy.
Bo nie o to chodzi, by krytycznie wytykać tej książce błędy. Owszem, można – powiedzcie głośno, że kilka tysięcy ludzi nie może żyć jedząc grzyby i świnie, które same nie wiadomo czym się żywią, i że za dwa-trzy pokolenia na powierzchni nie mogły się rozwinąć nowe gatunki – owszem, powiedzcie tak i żyjcie dalej w swoim nudnym świecie racjonalizmu. Albo odrzućcie logiczne myślenie, odrzućcie krytykę, przyjmijcie bajkę – a bajka przyjmie was.
Wiecie, czym pachnie metro? Ma jedyny w swoim rodzaju zapach, którego nie znajdziemy nigdzie indziej. Mój ulubiony. Ma ciszę, która istnieje nawet mimo śpieszącego się gdzieś tłumu. To miejsce, gdzie pojawiamy się wraz z innymi, zauważyliście? Rzadko kto schodzi do metra sam. A może ktoś kiedyś poszedł, ale nigdy o tym nie opowiedział. Ponieważ już nie wrócił…
Prawda jest taka, że Metro 2033 to interesująca wizja ludzkich losów zamkniętych granicami rosyjskiego metra, niedobitków naszej rasy zmuszonych walczyć z mutantami oraz pogrążonych w wierze, że uda im się dożyć do momentu, gdy Ziemia pozbędzie się skutków promieniowania pozostałego po zrzuceniu licznych bomb atomowych. Problem jednak w tym, że obok tej interesującej części jest też wszystko to, co tak bardzo męczyło mnie podczas czytania - ogromna, dosłownie OGROMNA, ilość informacji, szczegółów, faktów z życia poszczególnych stacji metra, ustrojów na nich panujących, grup ludzi zamieszkujących tunele oraz walk jakie ze sobą toczą. To taki trochę podręcznik historii połączony ze zbiorem informacji regionalnych. Cała masa opisów, mnóstwo refleksji postaci książki na temat tego jak żyło im się wcześniej na powierzchni, jak widzą dalsze losy ludzi pod ziemią, skąd biorą się niewyjaśnione zjawiska w tunelach i dlaczego podróżując z jednej stacji na drugą można postradać zmysły lub nawet zginąć. I chociaż dużo się dzieje, jest akcja, wszystko się rozwija, to wydarzenia i cała dynamika zostaje zdominowana przez informacje, które wszystko hamują do tego stopnia, że wiele razy odpuściłam sobie czytanie tego tomiska. W dodatku to jedna z nielicznych książek, w których pomijałam niektóre fragmenty tekstu dosłownie zmęczona tym, że ciągną się, i ciągną, i nic to nie wnosi do akcji.
Podziwiam autora, że stworzył tak dokładny świat, który zresztą zyskał fanów na całym świecie, ale sama nie dołączę do tego grona i nie wiem czy sięgnę po kolejną część. Łudzę się, że Metro 2033 tak bardzo obrasta w szczegóły, dlatego że jest to początek serii, a kolejne części nie przygniotą mnie wiedzą o postnuklearnych losach świata aż tak bardzo. Nie pogniewałabym się za większą ilość akcji, bo postaci występujące w książce były naprawdę różnorodne i interesujące - od Artema, którego celem było ocalenie stacji, przez ostatnich z inteligencji podróżników i jasnowidzów, aż od stalkerów poświęcających swoje życie, aby wyjść na skażoną promieniowaniem powierzchnię i zdobyć potrzebne na dole rzeczy.
Doceniam to, że oprócz opisu życia w moskiewskim metrze oraz niezliczonych pomysłów na ścieżki, jakie obrali ludzie, aby przetrwać, Dmitry Glukhovsky postanowił przenieść część akcji na powierzchnię. Co prawda jego wizja zmian, jakie zaszły w wyglądzie i zachowaniu ludzi, roślin i zwierząt, którym nie udało się uciec przed skażeniem, kojarzy mi się z nieco kiepskim horrorem z dawnych lat oraz słabej jakości s-f, ale chyba takie mutacje są możliwe. Zdecydowanie bardziej do gustu przypadły mi wędrówki Artema po ciemnych tunelach i jego przygody, jakich doświadczył w drodze do Polis.
Metro 2033 polecam osobom, którym niestraszne są grube tomiska pełne opisów świata stworzonego przez autora oraz refleksji postaci na temat życia, świata, śmierci, egzystencji oraz dalszych losów ludzkości. Po książkę tę powinni również sięgnąć zainteresowani wizją świata po apokalipsie, tego, jak potoczyłoby się życie ludzi po zrzuceniu na ziemię bomb, motywem wędrówki oraz misją mającą ocalić ludzkość spoczywającą na barkach jednego bohatera (zresztą bardzo sympatycznego).
A na koniec zdradzę Wam jeszcze, że mam nadzieję, że nigdy nie przyjdzie nam żyć w takim świecie, jaki opisał Glukhovsky. To naprawdę przykra, czarna i...prawdopodobna wizja naszych dalszych losów. I niezmiernie cieszę się, że cała ta historia już za mną. Niby była ciekawa, miejscami bardzo porywająca, ale wiele fragmentów po prostu ostudzało mój zapał do czytania i zagłębiania się w fabułę do zera...
Największy rozgłos przyniosła Glukhovsky'emu postapokaliptyczna powieść „Metro 2033”, którą zaczął pisać w wieku 18 lat.
Po książkę sięgnąłem, gdyż przeczytałem na jej temat wiele pozytywnych recenzji. Sporo osób zachwycało się nad tym utworem, więc pomyślałem: czemu nie? Czy było warto?
Nie spodziewałem się, że ta książka aż tak mi się spodoba. Na początku było nudno, nie działo się nic, co by mnie zaskoczyło lub zaciekawiło. Na szczęście później zaczęło dziać się więcej, akcja nabierała tempa, było więcej krwi i tajemniczości. Nie jest to powieść prosta i lekka, podczas której czytania nie trzeba się nad niczym zastanawiać.
O książce (źródło - okładka utworu): Słońce na twarzy, świeże powietrze w płucach, trawa pod stopami… Słyszałem o takich rzeczach. Żyję w świecie bez nich, w świecie pod ziemią. Nie pamiętam życia sprzed wybuchu.
Byłem chłopcem, kiedy mnie ocalili.
Czy te rzeczy mogą wrócić? Taką mam nadzieję.
Lecz teraz… Jedyne, czego się boję, to przyszłość.
Rok 2033. W wyniku konfliktu atomowego świat uległ zagładzie. Ocaleli tylko nieliczni, chroniący się w moskiewskim metrze, które dzięki unikalnej konstrukcji stało się najprawdopodobniej ostatnim przyczółkiem ludzkości. Na mrocznych stacjach, rozświetlanych światłami awaryjnymi i blaskiem ognisk, ludzi ci próbują wieść życie zbliżone do tego sprzed katastrofy. Tworzą mikropaństwa spajane ideologią, religią, czy po prostu ochroną filtrów wodnych… Zawierają sojusze, toczą wojny.
WOGN to wysunięta najbardziej na północ zamieszkała stacja metra. Po zagładzie przez długi czas pozostawała bezpieczna. Teraz jednak pojawiło się na niej śmiertelne niebezpieczeństwo.
Aretm, młody mężczyzna z WOGN-u, otrzymuje zadanie: musi przedostać się do legendarnej stacji Polis, serca moskiewskiego metra, aby przekazać ostrzeżenie o nowym zagrożeniu. Od powodzenia jego misji zależy przyszłość nie tylko peryferyjnej stacji, ale być może całej ocalałej w metrze ludzkości.
W środku książki znajdują ilustracje, które są po prostu ŚWIETNE! Przekazują wiele emocji, np. smutek czy strach. Przeogromny ukłon dla ich autora. Mapa, która jest wewnątrz przedniej i tylnej okładki jest bardzo przydatna i super, że została zamieszczona. Dzięki niej możemy śledzić ruchy bohaterów.
Bardzo podoba mi się pomysł Dmitra Glukhovsky'ego. Niebywałe coś, co na pierwszy rzut oka wydaje się proste i logiczne: akcja rozgrywa się w nieczynnym metrze, gdzie mieszkają ludzie, bo... (nie chcę zdradzać za dużo informacji). Zostało przedstawione to w tak oryginalny i ciekawy sposób, że… Nie wiem co powiedzieć.
Artem musi przedostać się do Polis. Po drodze spotyka wiele bardzo różnych od siebie osób m.in. ludożerców i faszystów, stworzenia, które są przerażające i niespotykane, przeżywa momenty bardziej lub mniej śmieszne.
„Metro 2033” nie jest zwykłą powieścią science fiction, która ma za zadanie przerazić czytelników i dać im do myślenia, że w sumie takie coś może się wydarzyć. Ma ona głębszy przekaz. Jaki? Według mnie jest protestem przeciw wojnom.
Podsumowując, polecam ten utwór smakoszom literatury science fiction z wyższej półki. Nie mogę się doczekać, aż sięgnę po drugi tom!
Za przekazanie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawnictwu Insignis.
Tytuł: „Metro 2033” Autor: Dmitry Glukhovsky Wydawnictwo: Insignis Tłumaczenie: Paweł Podmiotko Redakcja i korekta: Piotr Mocniak, Dominika Pycińska Pracowania 12A Projekt okładki: Ilja Jackiewicz Ilustracje: Diana Stiepanowa Wydanie: III Oprawa: miękka (ze skrzydełkami) Liczba stron: 577 Data wydania: 4.11.2015 ISBN: 978-83-65315-01-4 „Znasz przypowieść o żabie w śmietanie? Jak dwie żaby wpadły do dzbanka ze śmietaną? Jedna, myśląc racjonalnie, szybko zrozumiała, że opór jest bezcelowy i że losu nie da się oszukać. A może jest jakieś życie pozagrobowe, więc po co się niepotrzebnie wysilać i na próżno pocieszać płonnymi nadziejami? Złożyła łapki i poszła na dno. A druga była na pewno durna, albo niewierząca. I zaczęła się szamotać. Wydawałoby się, po co się szarpać, jeśli wszystko przesądzone? Szamotała się i szamotała... Aż ubiła śmietanę na masło. I wylazła z dzbanka. Uczcijmy pamięć jej towarzyszki, przedwcześnie poległej w imię postępu filozofii i racjonalnego myślenia.”
Dość opasłe dzieło (niemalże 600 stron) jest w rzeczywistości opisem nieco męczącej podróży, odysei młodego żołnierza Artema, który za namową tajemniczego Huntera wyrusza ze swej rodzinnej stacji WONG do mitycznego Polis, by przekazać jego mieszkańcom ostrzeżenie. Ano właśnie… Ostrzeżenie przed czym? Nadchodzi jakieś tajemnicze zagrożenie, nowy gatunek stworzeń zwanych Czarnymi. Artem przemieszcza się pomiędzy stacjami, które są oddzielnymi organizmami administracyjnymi, w których rządzą albo kupcy zrzeszeni w Hanzie, albo jacyś nikczemni faszyści, tudzież weseli komuniści z brygad międzynarodowych. Istnieją też opuszczone stacje, stacje ukryte, zapomniane. Pomiędzy nimi są posterunki wojskowe, skupiska sekciarskie, wyznawcy kultu pierwotnego. Z tym wszystkim zapoznaje się Artem, który cudem uchodzi z każdej opresji. Tylko jaki sens jest w niesieniu ostrzeżenia o niebezpieczeństwie płynącym z zewnątrz, podczas kiedy tak naprawdę większe zagrożenie jawi się w destrukcyjnych strukturach wewnątrz samego świata w metrze?
Artem, choć kreowany na postać wybrańca, w rzeczywistości jest bieda kalką Neo z Matrixa. Trwającą dwa tygodnie podróż w jedną stronę główny bohater w drodze powrotnej pokonuje w kilka godzin. Gloryfikowanie rosyjskich wojskowych ze Specnazu w dobie brutalnej wojny w Ukrainie budzi dziś raczej niesmak. Przyznam się, że wymęczyłem tę książkę i z ulgą dobrnąłem do jej końca. Nie mniej doceniam fakt stworzenia całego uniwersum podziemnego świata w metrze. To niezwykle ciekawa wizja, choć mam wrażenie, że trochę słabo opowiedziana.